niedziela, 12 października 2014

Bukowe Berdo i garść porad.

/Nic nie ma tam ponad nami
Ten szczyt zdobyliśmy sami
I nikt świata ciężaru nie dźwignie za nas.../

Piękny, jesienny weekend nas zastał. Wyjazd miał być dwudniowy, ale wyszedł jednodniowy, ponieważ mamy plan wyjechać na długi weekend (8-11) w listopadzie. Dzisiaj wam opiszę trasę, pokaże kilka zdjęć no i napiszę pare słów od siebie - może to zachęci kogoś do ruszenia się z miejsca.


 Muszę zaznaczyć, że dla mnie góry nie są niewiadomo jaką świętością. Czasami przeszkadzają mi tłumy na szlaku, ale jeżeli chce ciszy i spokoju to raczej w Beskid Niski się udaje. Góry zmieniają ludzi pewnie jak każdy inny sport. Mnie nauczył pokory, wiary w siebie, jestem bardziej zawzięta kiedy mam jakiś cel. 

(zdjęcia niżej!) A teraz trochę praktycznych porad dla rozpoczynających swoją przygodę. (Nie, nie uważam się za profesjonalistę. wręcz myślę, że jestem laikiem ale mam pewne doświadczenia i chcę się z wami nimi 
podzielić). Co trzeba mieć aby iść w góry? Co dla mnie jest najważniejszym, podstawowym sprzętem?

1. Buty - bardzo ważna kwestia. MUSZĄ mieć dobrą, grubą podeszwę, najlepiej antypoślizgową. Nikt mi nie wmówi, że fajnie jest iść nawet na Tarnicę w adidasach, trampkach. NIE MA TAKIEJ SZANSY. Dla mnie chodzenie w nieodpowiednim obuwiu jest szczytem bezmyślności. Pominę podstawowe "zagrożenia" jak poślizgnięcie się, skręcenie kostki, czy po prostu piekielny ból stóp, ale należy pamiętać o tym, że to nie jest tak, że takie zachowanie nie przynosi żadnych konsekwencji. Permanentne używanie nieodpowiednich butów prowadzi do przeróżnych schorzeń. 
2. Odzież - przede wszystkim kurtka, coś przeciwdeszczowego i przeciwwiatrowego. Nie muszą być to kurtki za "miliony monet" - muszą być porządne. 
3. Latarka - zawsze lepiej mieć niż nie mieć nawet jeżeli idzie się na jednodniową wycieczkę. 
4. Apteczka odpowiednio wyposażona - nie muszę chyba rozwijać.

O innych rzeczach typu plecak, termos itp nie wspominam bo to chyba oczywiste i bardzo zależne od potrzeb i gustów. 

A o czym musi pamiętać ktoś, kto zaczyna swoją przygodę?

1. Odpowiedni towarzysz - najlepiej bardziej doświadczony, taki, który dostosuje się do tempa ale nie będzie też "popuszczał". Ja gdy mówię, że nie wejdę (a zdarza mi się to często) to słyszę, że oczywiście, że wejdę i to mnie mega mobilizuję. Zresztą - ja nie dam rady? Kto jak nie ja?
2. Zdrowy rozsądek - podstawa! Trzeba być przygotowanym na każde warunki, znać swoje możliwości i do nich dostosowywać trasę. Pamiętać, że nie jest to wstyd zawrócić z trasy kiedy się ściemnia, lub po prostu jesteśmy zmęczeni.
3. Mieć kulutre - nie śmiecić, nie krzyczeć, nie demolować. Ludzie, którzy kultury nie posiadaja najbardziej mnie denerwują. Dla mnie to totalny wstyd wyrzucić choćby peta na trasie. Zawsze zbieram śmieci, które wytworzyłam i wyrzucam po powrocie.
4. Znajomość trasy - szlaki np w Bieszczadach są zwykle dobrze oznakowane, ale ja i tak uważam, że trzeba mieć choćby szczątkowe pojęcie o trasie i okolicy aby w razie potrzeby wiedzieć, gdzie są jakieś zejścia, wiaty.
5. Chęci i uśmiech - bez tego ani rusz :)

No to zaczynam opowiadać jak było w sobotę.

Na Bukowe Berdo (więcej o trasie i widokach, które można podziwiać TUTAJ) wyszliśmy z Mucznego. Według mapy i znaków szlakowych wycieczka w jedną stronę powinna zająć 2.15h min. Wyjechaliśmy z Rzeszowa ok. 8 rano, pogoda już od rana była piękna i zachęcająca do wyprawy.

Obowiązkowy przystanek dla mnie to Orlen i hot dogi. A więc i tym razem się tam zatrzymaliśmy. Trasa szła ładnie i szybko. Na szlak weszliśmy o godzinie 11.05. Bilet wstępu kosztuje 6zł/3zł (m.in dla studentów). Dzień był ciepły i słoneczny. Ludzi dość dużo ale jakoś mi tak nie przeszkadzali. 1h 15 min idzie się lasem, to w góre to w dół dochodząc do wysokości 1201 m.n.p.m na grzbiet Bukowego Berda. Przysiedliśmy na zdobyczne, małe piwo (jedno na dwoje - bez szaleństw, nie upijamy się na trasie!), bułkę z paprykarzem, sms z pozdrowieniami i oddech i zachwyt. 



Dalej ruszyliśmy na najwyższy szczyt masywu Bukowe Berdo - o przewrotnej i zaskakującej nazwie Bukowe Berdo :D Więc trzeba się wdrapać na wysokość 1313 m.n.p.m. Trasa wiedzie granią gdzie co jakiś czas pojawiają się wychodnie skalne, które wręcz proszą o to aby usiąść i zatrzymać się chwilę nad widokami. Mnie nie musiały długo prosić. Chętnie przystawałam, oddychałam pełną piersią i wpadałam w ekstazę. Cudowne było poczucie wolności i przestrzeni. Ścieżka jest jednoosobowa więc co chwile byliśmy zmuszeni zatrzymać się aby przepuścić idących z drugiej strony. Ze szlaku rozpościera się przepiękny widok (m.in Rawki, Tarnica, Rozsypaniec, Połonina Caryńska) a o tej porze roku w kolorze rudym. Miałam nadzieję wejść na Rozsypaniec, ale z moim żółwim tempem nierozważne byłoby tak szaleć zwłaszcza, że dzień jest już krótszy. Wiało bardzo, bardzo mocno dlatego sohtshell i buff okazały się niezastąpione. Mapa zakłada 1h na wejście na najwyższy szczyt Bukowego, ale nam to zajęło trochę dłużej (w końcu po co się śpieszyć?). Dotarliśmy na miejsce ok 14.30. Rozłożyliśmy się w miejscu w miare osłoniętym przed wiatrem, zjedliśmy po bułce, zrobiliśmy zdjęcia i chwile poleżeliśmy jak zwykle :). Niestety zbliżała się 15 i było trzeba wracać. Zejście dla mnie zawsze jest bardziej męczące nic wejście, no i bardzo nie chciałam wracać. Na górze czułam się wspaniale, z dala od problemów i taka cudownie wolna. Szlak powoli pustoszał i robiło się cicho i spokojnie. Zeszliśmy o godzinie 17.00 i jechaliśmy do Rzeszowa. Zahaczyliśmy o knajpę przed Sanokiem na placki ziemniaczane. Ok 21 zmęczeni ale zadowoleni przybyliśmy do domu. 





A wam jak minął weekend? Chcecie więcej takich notek?

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz